Wsiadła do pociągu bez maseczki podczas pandemii koronawirusa, wyrzucili ją ze składu w asyście policji
- Tego dnia nie zapomnę nigdy - mówi Paulina Strońska z Wałbrzycha. Podróż do Wrocławia, a następnie Oleśnicy przypłaciła nie tylko awanturą w pociągu, ale także pogorszeniem i tak kruchego stanu zdrowia, pobytem w szpitalu na oddziale psychiatrycznym i sprawą w sądzie, którą właśnie wygrała.
- I teraz to ja pozwę kolej i policję - mówi nam wałbrzyszanka. Jak opowiada, jej koszmar zaczął się 7 października 2020 roku. Tematem numer jeden w Polsce i na świecie była pandemia koronawirusa.
- Rozporządzeniem wprowadzono też nakaz noszenia maseczek, ale nie był to wówczas nakaz ustawowy. Mało tego, ja jako osoba z orzeczeniem o niepełnosprawności była zwolniona z tego obowiązku - opowiada nam Paulina Strońska.
I dodaje, że koszmar zaczął się kiedy z Wałbrzycha dojechała do Wrocławia i tam wsiadła do pociągu jadącego do Oleśnicy. - Na trasie z Wałbrzycha do Wrocławia wszystko było w porządku, kiedy jednak przesiadłam się do pociągu do Oleśnicy, już we Wrocławiu kierownik zaczął czepiać się o maseczkę - zaznacza Paulina Strońska
- Tak, "czepiać się" mówię to świadomie, bo tłumaczyłam mu że mam przeczenie o niepełnosprawności, ponadto byłam po zabiegach radioterapii i trudno byłoby mi oddychać w maseczce - zaznacza wałbrzyszanka.
To był koszmar. Kierownik zatrzymał pociąg na godzinę, pasażerowie mieli pretensje do chorej kobiety
Jak podkreśla na Sołtysowicach zaczął się prawdziwy koszmar. Kierownik pociągu kazał zatrzymać skład i wezwał policję. - Pasażerom powiedział, że to moja wina, bo nie mam maseczki i nie chcę wysiąść z pociągu! Wszyscy pasażerowie zaczęli mieć do mnie pretensje, że pociąg stoi, że nie możemy jechać dalej, że się spóźnią - wylicza kobieta.
Jak opowiada, była przekonana, że policjanci którzy przyjadą na interwencję staną po jej stronie. Niestety, tak się nie stało. A kobieta została siłą usunięta z pociągu. - Wywlekli mnie z przedziału, założyli kajdanki i wrzucili na pakę radiowozu, tam gdzie się trzyma przestępców. Byłam oddzielona od policjantów tą kratą, jakbym była niebezpiecznym sprawcą. Koszmar jakiś - wspomina.
Po wszystkim chora na raka kobieta popadła w depresję. - Strasznie to wszystko przeżyłam... Trafiłam na oddział dzienny i na zamknięty oddział psychiatryczny z myślami samobójczymi - wspomina.
Sprawa trafiła do sądu. Wałbrzyszance bez maseczki postawiono trzy zarzuty
Postawiono jej trzy zarzuty. Podróżowania pociągiem bez maseczki, utrudniania wykonywania czynności służbowych i nie podania informacji o miejscu zamieszkania. Wałbrzyszanka właśnie wygrała proces w Sądzie Apelacyjnym. Została uniewinniona od wszystkich zarzutów. Teraz zapowiada proces z powództwa cywilnego.
W sądzie reprezentował ją adwokat Jacek Jankowski. Tak opowiada nam o sprawie od strony prawnej.
- Pierwotnie naszej klientce stawiane były 3 zarzuty. Pani Paulina została obwiniona o to, że na stacji PKP Wrocław Sołtysowice, wbrew obowiązkowi nie udzieliła umundurowanemu funkcjonariuszowi Policji informacji, co do miejsca zamieszkania. Miała dopuścić się umyślnie wykroczeń w zakresie: utrudniania wykonywania czynności służbowych funkcjonariuszom i nie zastosować się przez nią do obowiązku zakrywania ust i nosa w środkach komunikacji publicznej w związku z epidemią wirusa SARS COV-2 - wylicza adwokat.
Mecenas zaznacza, że podejmując się obrony Pani Pauliny od początku wskazywał, że w trakcie zdarzenia nie doszło do naruszenia żadnego przepisu kodeksu wykroczeń, a klientka jest niewinna i została bezpodstawnie wyrzucona z pociągu.
- Tak naprawdę w tym całym zdarzeniu to Pani Paulina jest ofiarą! - mówi z mocą adwokat Jankowski. I tłumaczy, że Sąd Rejonowy dla Wrocławia - Fabrycznej we Wrocławiu już na wstępie odrzucił trzeci ze stawianych kobiecie zarzutów.
Adwokat: zachowanie policjantów i konduktora było bezpodstawne. Teraz pani Paulina może żądać odszkodowania
Przyjął, że skoro w tamtym czasie nie było ustawowego nakazu zakrywania ust i nosa, to niezastosowanie się do takiego nakazu określonego rozporządzeniem, nie może być wykroczeniem. Sąd I instancji uniewinnił panią Paulinę od zarzutu utrudniania wykonywania czynności służbowych funkcjonariuszom Policji, ale uznał, że dopuściła się czynu zabronionego polegającego na nie udzieleniu informacji co do swojego miejsca zamieszkania.
- Od tego wyroku apelowaliśmy do Sądu Okręgowego we Wrocławiu. Sąd ten w całości podzielił nasze stanowisko i przyjął, że zgromadzone dowody nie potwierdziły zarzucanego jej zachowania, a sposób działania policjantów był całkowicie bezpodstawny - mówi Jankowski.
Wyjaśnia też, że zachowanie funkcjonariuszy zostało dowiedzione jako bezpodstawne, dodatkowo uniemożliwiało obwinionej dalszą podróż, przez co wywoływało u obwinionej silne wzburzenie uzasadniające jej stan. Pomimo silnego wzburzenia, strachu i ogromnego zdenerwowania obwiniona udzieliła funkcjonariuszom policji wszelkich koniecznych danych na własny temat, a nadto przekazała funkcjonariuszom Policji własny dowód osobisty, w związku z czym nie można było uznać, iż uniemożliwiła jej wylegitymowanie.
Do sprawy wrócimy.
Najlepsze produkty spożywcze dla kobiet 40+
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?